poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział XII


Rozdział XII

*oczami Nialla*

 

 

Jak tylko przyjechaliśmy pobiegłem z zakupami do Justi, weszłam i zastałem ją leżącą w łóżku. Podeszłem do niej i lekko ją szturchnąłem, ale nie odpowiadała, więc przekręciłem ją w swoją stronę i zobaczyłem zakrwawione łóżko i ją całą w niej. Miała podcięte nadgarstki

- Luc !! dzwoń po pogotowie!! – krzyknąłem szybko

- co się stało – powiedziała wbiegając do pokoju Justi – o mój boże!!

-dzwoń po to cholerne pogotowie!! – krzyknąłem na nią

- okej już dzwonię – powiedziała i wyszła z pokoju, a ja zacząłem tamować rany.

Pogotowie przyjechało po jakiś 15 minutach od wezwania i jak ją zabierali powiedzieli, że dobrze że zadzwoniliśmy tak szybko, bo minuta później i by nie żyła. Czyli nie mógł bym jej powiedzieć że ją kocham i że to nie ja zostawiłem jej ten głupi list. Jak tylko zabrali ją do karetki pobiegłem do swojego pokoju po kluczyki do samochodu i pobiegłem do niego, ale po drodze zatrzymała mnie Luc.

- zadzwoń jak tylko coś będziesz wiedział, bo ja teraz nie dam rady pojechać – zaczęła  się tłumaczyć

- rozumiem cię  - uśmiechnąłem się do niej i zacząłem się kierować w stronę drzwi

- przyjadę tak szybko jak tylko będę mogła – krzyknęła jak ja już wychodziłem na podwórko.

Szybko wsiadłem do mojego czarnego Range Rover  i pojechałem najszybciej jak tylko potrafiłem. Do szpitala dotarłem w niecałe 10 minut, jak wysiadłem pobiegłem do recepcji.

- dzień dobry, gdzie mogę znaleźć Justynę … została niedawno przywieziona. – powiedziałem kobiecie która siedziała na recepcji.

-dzień dobry, pan jest kimś z rodziny? – spytała

- tak – skłamałem, wiem że źle zrobiłem, ale bałem się że nic mi nie powiedzą.

- więc pani Justyna jest na operacji – powiedziała opanowanym głosem jak by nic się nie stało – jeśli pan chce poczekać aż się ona skończy to proszę iść pod salę 385

- dziękuję i dowidzenia – powiedziałem i pobiegłem pod tą salę.

Jak tam dobiegłem usiadłem sobie na ławce i czekałem. Gdy tak czekałem, aż jakiś lekaż wyjdzie i coś mi powie na jej temat. Przyszli tu chłopcy z Lucy (choć nie wiem co oni tu robili bo przecież mieli być u dziewczyn), która cały czas płakał, Hazza cały czas ją pocieszał że wszystko będzie dobrze, ale on tego nie wiedział na 100%. Po jakiś 3 może 4 godzinach czekania wyszedł do nas lekarz i powiedział, że jej stan jest stabilny i będziemy mogli się z nią zobaczyć za jakieś pół godziny. Czekaliśmy i czekaliśmy w końcu wyszedł do nas lekarz.

- teraz można wejść na chwilę do pacjentki ale nie na długo i nie wszyscy. – powiedział lekarz i odszedł

- Niall mogę wejść do niej pierwsza?? – spytała się Lucy

- możesz przecież ona bardziej potrzebuję ciebie niż mnie – powiedziałem to nie patrząc nikomu w twarz

- Niall nie mów tak ona cię kocha i nikogo bardzie j nie potrzebuje, niż ciebie ja jestem na drugim miejscu – mówiła głaszcząc mnie po plecach

- a skąd ty to możesz wiedzieć że ona akurat mnie potrzebuje Hem…?? – spytałem ze złością

- hej stary wyluzuj, nie wyżywaj się na Lucy – krzyknął na mnie Harry – ona chce cię pocieszyć, a ty zaczynasz na nią podnosić głos

- okej sory – powiedziałem odchodząc od reszty żeby się uspokoić i w tym samym czasie Lucy weszła do pokoju w którym była Justi. Znowu musiałem czekać, minęło już 10 minut od kiedy do niej weszła i nadal tam siedzi. Nagle drzwi się otworzyły i wyszła Lucy ze smutną miną – Luc mogę do niej wejść??

- tak, chciała by z tobą porozmawiać – powiedziała do mnie z bladym uśmiechem.

Wszedłem do pokoju Justi, nie patrzyła w moją stronę tylko w okno i po jej policzku spływały łzy. Nie mogłem na to patrzeć podeszłem do niej i starłem kciukiem jej łzy. Ale ona zaraz zdjęła moją rękę ze swojego policzka.

- Niall nie proszę – powiedziała błagalnym głosem

- ale o co ci chodzi?? –spytałem najspokojniej

- ja nie mogę muszę wracać do domu, moja mama ona ma raka – zaczęła płakać coraz bardziej

- proszę nie wracaj jeszcze, ale jeżeli musisz wróci tu do mnie ja cię kocham, ten list to nie ja go napisałem przysięgam – mówiłem do niej ze łzami w oczach – przysięgnij że wrócisz

- Niall ja … wiem że to … nie ty Lu … cy mi powiedziała, al… e niczego nie …  mogę ci obiecać… – powiedziała łkając – ale mogę … ci powiedzieć … że cię też kocham – mówiąc to uśmiechnęła się przez łzy.

- będziesz na weselu?? – spytałem się z nadzeją

- tak obiecałam, że będę druhną, a ja dotrzymuję słowa – uśmiechnęła się, a ja do niej też

- mam dla ciebie prezent czeka na ciebie w domu – pocałowałem ją w czoło – zaraz wróce dobrze?

- dobrze – uśmiechnęła się i znów zaczeła patrzeć w okno

- może coś chcesz??

- nie dziękuję – powiedziała odkręcając się w moją stronę

Wyszedłem z pokoju i podeszłem do przyjaciół.

- możecie wrócić już do domu – powiedziałem lekko się do nich uśmiechając – musicie się wyspać, bo musicie pomuc w weselu

- Niall ja z tobą zostanę – powiedziała Lucy

- proszę jedz z Harrym do domu chyba wy też musicie sobie co nieci wyjaśnić, albo ktoś musi powiedzieć pewnej osobie prawdę – mówiąc ostatnie słowa zerknąłem na Harrego. Źle robi nie mówiąc Lucy wszystkiego, bo ona go przecież kocha.

- może i masz rację że powinna wrócić do domu, żeby się wyspać, ale jutro was odwiedzę – powiedziała uśmiechając się do mnie – pa Niall 

- pa Lucy – uśmiechnąłem się do niej i miałem zamiar już wrócić do pokoju w którym leży Justi.

- Niall musimy pogadać teraz – powiedział do mnie – zaraz do was przyjdę idź z chłopakami Luc – powiedział do dziewczyny

- mhmm – powiedziała i pobiegła do chłopaków

- o czym chcesz pogadać??- spytałem

- po co się wtrącasz w nieswoje sprawy mhmm?? – spytał się mnie Harry

- ale o co ci chodzi najpierw sam o nią walczyłeś, a teraz chcesz ją okłamywać albo ją znów zostawić?? –spytałem – to po co w ogóle się starałeś żeby znów ją mieć ??

- ja … - cisza

- no co ty ?? – spytałem

- przecież wiesz że to nie ja tego chce tylko góra mi mówi co mam robić – powiedział

- mi kazali zerwać z Justi i co jesteśmy razem bo z nią nie zerwałem. –powiedziałem lekko podniesionym głosem – a tak w ogóle to po co się przespałeś z Taylor?? Bo gdybyś kochał Luc to przecież byś tego nie zrobił. – powiedziałem

- to było tylko raz i więcej się nie powtórzy – powiedział, nagle pojawiła się Lucy.

- jak mogłeś, mówiłeś że mnie kochasz – zaczęła go okładać pięściami i nagle opadła na ziemię – jak mogłeś – załkała

- Luc ja nie chciałem i nigdy nie kłamałem co do uczuć do ciebie – zaczął się tłumaczyć

- nie Harry to już koniec – podniosła się i pobiegła

- ale ja cię kochał Luc !! – krzyknął za nią – jak mogłeś mi to zrobić! – tym razem zaczął wrzeszczeć na mnie

- to nie moja wina, tylko twoja Harry!! – krzyknąłem na niego, miałem go dość

- przepraszam – powiedział chowając głowę

- to nie mnie powinieneś teraz przepraszać tylko Lucy – powiedziałem oburzony i poszedłem do pokoju w którym przebywa Justi.

 

*oczami Lucy*

„Jak ja mogłam mu wierzyć, że on mnie kocha, że mnie potrzebuję. Ja go tak bardzo kochałam i kocham, a on mi coś takiego zrobić. A tyle mi obiecywał, że nic już nie stanie nam na drodze, ale musiała się pojawić właśnie ona.”  Biegła zapłakana przez szpital i w końcu jak wybiegłam z niego usłyszałam:

„Pisk opon”

„Światła”

„Ból”

„Ciemność”

„I ukojenie w bólu”

 

 

*oczami Harrego*

 

Po słowach Nialla zacząłem biec za miłości mojego życia żeby jej wytłumaczyć wszystko. Gdy przed szpitalem usłyszałem

„krzyk” – który z pewnością należał do Lucy, więc przyśpieszyłem.

Jak wybiegłem zobaczyłem ją leżącą pod samochodem, podbiegłem do niej zapłakany.

- Lucy!! Proszę!! Nie zostawiaj mnie!! Obudź się!! Spójrz na mnie!!! – zacząłem krzyczeć do nieprzytomnej dziewczyny-  przecież wiesz, że cię kocham. Przepraszam za to, że o nas nie zawalczyłem, przepraszam – mówiłem już ciszej, ale po moich policzkach znów zaczęły lecieć łzy jak w tedy kiedy musiałem od niej odejść.

Przez ten czas jaki siedziałem z Lucy przyszli lekarze, odciągali mnie od niej ale ja w ciąż do niej podchodziłem i mówiłem że to wszystko moja wina. W końcu wziąłem się w garść i zadzwoniłem do jej mamy. Kiedy ja do niej dzwoniłem oni reanimowali Lucy i miałem wielką nadzieję, że ją uratują. W końcu zabrali ją do środka do szpitala, a tam kazali czekać.
-----------------------------------------------------------------------------------
trochę krótki, ale staram się nadrobić, moją dość częstą nieobecność, nigdy nie chciałam aż tak go zaniedbać. postaram się nadrobić to wszystko.
pozdrawiam i całuję wasza Nadia :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz