Rozdział VI
- kocham cię Lucy jak nikogo na tym świecie – gdy Harry to mówi
podchodzi do nas kelner i podaje nam deser, a po chwili Harry klęka przede mną
z bukietem czerwonych róż w świetle świec i delikatnego światła z żarówek…
- Lucy Milewska czy
wyjdziesz za mnie?? –spytał się drżącym głosem. Nie wiedziałam co mam zrobić, w
oddali słyszałam ludzi, którzy krzyczeli żebym się zgodziła. –więc?? –
usłyszałam niecierpliwość w jego drżącym głosie.
- Harry… - zawiesiłam
głos, bo stanęła mi gula w gardle. Więc zeszłam ze swojego krzesła i uklękłam
przed nim pocałowałam go wrażając wszystko to co czułam, on oddawał każdy. Jak
zabrakło na powierza wtuliłam się w niego i szepnęłam – tak Harry, wyjdę za ciebie
– następnie delikatnie pocałowałam jego szyję.
- cieszę się –
szepnął mi na ucho, potem poczułam że się unoszę – ZGODZIŁA SIĘ!!! – wykrzyknął
i zaczął mną podrzucać, a następnie całować gdzie tylko się dało. Ludzie
klaskali i cieszyli się naszym szczęściem, okręcił się ze mną na rękach na co
lekko zachichotałam. – kocham cię – powiedział i wsadził mi na palec
prześliczny pierścionek.
Dokończyliśmy naszą
kolację i poszliśmy na spacer, było cudnie. Spacer po Central Park gdy świecą
gwiazdy, był wspaniały. Zapomniałam całkiem o tym, że mamy córkę, było tak jak
na początku, cieszyliśmy się sobą do granic możliwości tego wieczoru.
Niestety nie było nam
dane długo cieszyć się tym wieczorem, ponieważ jak się okazało Darcy się
rozchorowała i Lou z El musieli pojechać z nią do szpitala. Zebraliśmy się jak
najszybciej i pojechaliśmy do szpitala w którym byli, bałam się o moją
kruszynkę jak nigdy. Gdy dojechaliśmy do szpitala, najszybciej jak tylko mogłam
pobiegłam pod sale w której jest Darcy. Louis z żoną stał przed salą, a z tego
co zauważyłam to Eleanora płacze wtulona w swojego męża. Dzień na który
czekałam od najmłodszych lat okazała się kompletną klapą, bo moje (nieślubne)
dziecko się rozchorowało. A ja musiałam siedzieć z moją małą kruszynką w
szpitalu, zamiast czcić nasze zaręczyny z Harrym. Ale jednak wiem, że pod
każdym względem Darcy jest o wiele ważniejsza niż zaręczyny z Harrym.
Siedzę pod salą Darcy
już od ponad trzech godzin i nadal nie wolno mi do niej wejść, bo trwają cały
czas jakieś badania. Louis z Eleanor pojechali jakieś półtorej godziny temu i
to z wielką trudnością. A Harry od niecałych 20 minut śpi na krześle oparty o
moje ramię.
Po pewnym czasie
drzwi od sali Darcy się otwierają i wychodzi lekarz, który kieruje się w naszą
stronę. Wstaję raptownie zapominając, że Harry spał wsparty o moje ramię, budzi
się od zderzenia głową z oparciem na rękę.
- czy pani to opiekun
prawny Darcy Milewskiej? – pyta się mnie lekarz
- jestem jej matką
Lucy Milewska – mówię do lekarza – Harry czy mógłbyś tu podejść??
- tak, tak już idę –
mówi wstając z krzesła i staje szybko obok mnie obejmując mnie delikatnie w
pasie.
- a dzień dobry Harry
– mówi do niego doktor
- dzień dobry –
odpowiada mu grzecznie Harry – co jest mojej córce?
- to pańska córka?? –
pyta się lekarz, na co Harry tylko kiwa głową
- czy moglibyśmy
przejść do rzeczy?? – pytam się lekko poirytowana
- tak, oczywiście –
uśmiecha się do mnie – więc wasza córka… mogę mówić do was na ty?? – znów
przerywa
-tak, ale proszę nam
powiedzieć co z naszą córeczką – w tym momencie to i Harry zaczął być trochę
poirytowany
- no więc mała ma
zapalnie opon mózgowo-rdzeniowych – mówi – ale na całe szczęście została
bardzo
szybko przywieziona do szpitala
- czy można do niej wejść??-
pytam się
- tak oczywiście –
uśmiecha się do nas i odchodzi, a my zmierzamy do Darcy.
Nasza królewna leży w
łóżeczku szpitalnym, gdzie jest przypięta do różnych aparatur i ma w rączce
kroplówkę. Gdy tak patrzę jak śpi zastanawiam się, czemu wcześniej nie poszłam
do lekarza z małą. Podchodzę do niej i całuję ją czoło mając nadzieję, że to
jakoś pomoże, choć wiem, że to tylko moja wyobraźnia. Przestał dla mnie istnieć
cały świat, gdy tu weszłam, nawet przestałam zwracać uwagę, że jest tu razem ze
mną Harry. W tym momencie liczyła się tylko Darcy, nikt inny, tylko ona. Nawet
nie zwróciłam uwagi, że Harry mnie przytula i łzy spływają mi po policzkach.
- kochanie, wszystko
dobrze – ledwo słyszę to co do mnie mówi Harry, bo tak boję się, że mogę
stracić tą małą cząstkę mnie.
- tak… nie… - plączę
się w tym co chcę mu powiedzieć – nie wiem Harry… tak się boję
- wszystko będzie
dobrze, jest w najlepszych rękach – mówi krzepiącym głosem i mnie przytula
jeszcze bardziej do siebie, przy okazji delikatnie całując
moje skronie i czoło.
- skąd wiesz?? –
pytam się, sama nie wiem czemu, nie wierzę mu w te słowa
- bo on jest
najlepszym lekarzem w Stanach – mówi do mnie delikatnie ujmując moją twarz –
Louis wiedział co robić dzwoniąc do niego uwierz, on by nie oddał Darcy w byle
jakie ręce.
- naprawdę?? – pytam
się, bo chcę się upewnić
- tak, a wiesz
dlaczego??- zadaje mi pytanie na które nie znam odpowiedzi. Więc kręcę
przecząco głową – bo on ją kocha, jak gdyby to była jego córka. – uśmiechnęłam
się na jego słowa i odwróciłam się do Darcy, która jak się okazało już nie
spała i wyciągała rączki w moją stronę, żebym wzięła ją na ręce.
- Harry możesz pójść
do lekarza i się spytać czy mogę wziąć ją na ręce?? – poprosiłam go, bo chciałam ją jak najszybciej do siebie
przytulić.
- tak oczywiście już
idę – wyszedł, a ja podczas jego nieobecności głaskałam mała po buzi rączkach i
dawałam jej buziaki, aby tylko nie zaczęła płakać.
Gdy przyszedł,
podszedł do nas i powiedział, że mogę ją wziąć. Wzięłam ją a ona zaczęła się
tulić, w takich chwilach podobnych do tej czuję się szczęśliwa jak nigdy. Harry
przytulił się do nas i złożył pocałunek na mojej i na skroni Darcy.
- kocham was –
powiedział z uśmiechem – chcę dla was wszystko co najlepsze kochanie
- ja też was kocham –
powiedziałam i pocałowałam go przelotnie - i nie wiem jak bym sobie dała radę bez Ciebie,
gdyby Cię nie było tu z nami.
- nie jesteś zmęczona
słońce – pyta się mnie, a ja zaczynam dopiero sobie uświadamiać, że jestem
bardzo zmęczona
- trochę –uśmiecham się
delikatnie
- może pojedziesz do
domu i się prześpisz, a ja tu z nią zostanę??
- Harry, nie jestem
aż tak zmęczona – kłamię, bo nie chcę wracać do domu – więc mogę zostać, a ty
jesteś wymęczony, więc ty jedz do domu i odpocznij
- Lucy ja bez ciebie
nigdzie nie jadę – mówi – nie chcę Cię zostawiać samej z małą
- dobrze to zostańmy
oboje, dobrze? – pytam się go kołysząc małą
- dobrze, ale jak
tylko, byś była bardziej zmęczona to zadzwonię po Louisa, żeby przyjechał z El
i zostali z małą dopóki nie odpoczniemy, zgoda?
- niech Ci będzie –
mówię i zerkam na która właśnie usnęła,
więc odkładam ją do łóżeczka i siadam na krzesełku.
Potem już nie
rozmawialiśmy z Harrym, dopóki nie przyszedł do nas lekarz. Rozmawiamy o Darcy
dość długo, ale jak się okazuje, jutro to znaczy dziś będziemy mogli zabrać ją
do domu.
--------------------------------------------------------------------
Bardzo was przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziałów, ale nie miałam czasu. Wiem, że to nie jest dość dobre wytłumaczenie, ale naprawdę nie miałam czasu przez ten czas. Jak mnie nie było potrafiłam nie spać po nocach by tylko nauczyć się na sprawdziany, by porobić projekty i prezentacje. Dopiero dziś miałam trochę wolnego czasu i postarałam się jak tylko mogłam, żeby napisać ten rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Nie jest to coś niezwykłego, ale naprawdę się starałam. Na sam koniec jeszcze raz bardzo was przepraszam.
Pozdrawiam i całuję Nadia :*
Zajebisty czekam na next ♥
OdpowiedzUsuń