niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział VI cz.II

Rozdział VI



- kocham cię Lucy jak nikogo na tym świecie – gdy Harry to mówi podchodzi do nas kelner i podaje nam deser, a po chwili Harry klęka przede mną z bukietem czerwonych róż w świetle świec i delikatnego światła z żarówek…
- Lucy Milewska czy wyjdziesz za mnie?? –spytał się drżącym głosem. Nie wiedziałam co mam zrobić, w oddali słyszałam ludzi, którzy krzyczeli żebym się zgodziła. –więc?? – usłyszałam niecierpliwość w jego drżącym głosie.
- Harry… - zawiesiłam głos, bo stanęła mi gula w gardle. Więc zeszłam ze swojego krzesła i uklękłam przed nim pocałowałam go wrażając wszystko to co czułam, on oddawał każdy. Jak zabrakło na powierza wtuliłam się w niego i szepnęłam – tak Harry, wyjdę za ciebie – następnie delikatnie pocałowałam jego szyję.
- cieszę się – szepnął mi na ucho, potem poczułam że się unoszę – ZGODZIŁA SIĘ!!! – wykrzyknął i zaczął mną podrzucać, a następnie całować gdzie tylko się dało. Ludzie klaskali i cieszyli się naszym szczęściem, okręcił się ze mną na rękach na co lekko zachichotałam. – kocham cię – powiedział i wsadził mi na palec prześliczny pierścionek.
Dokończyliśmy naszą kolację i poszliśmy na spacer, było cudnie. Spacer po Central Park gdy świecą gwiazdy, był wspaniały. Zapomniałam całkiem o tym, że mamy córkę, było tak jak na początku, cieszyliśmy się sobą do granic możliwości tego wieczoru.
Niestety nie było nam dane długo cieszyć się tym wieczorem, ponieważ jak się okazało Darcy się rozchorowała i Lou z El musieli pojechać z nią do szpitala. Zebraliśmy się jak najszybciej i pojechaliśmy do szpitala w którym byli, bałam się o moją kruszynkę jak nigdy. Gdy dojechaliśmy do szpitala, najszybciej jak tylko mogłam pobiegłam pod sale w której jest Darcy. Louis z żoną stał przed salą, a z tego co zauważyłam to Eleanora płacze wtulona w swojego męża. Dzień na który czekałam od najmłodszych lat okazała się kompletną klapą, bo moje (nieślubne) dziecko się rozchorowało. A ja musiałam siedzieć z moją małą kruszynką w szpitalu, zamiast czcić nasze zaręczyny z Harrym. Ale jednak wiem, że pod każdym względem Darcy jest o wiele ważniejsza niż zaręczyny z Harrym.
Siedzę pod salą Darcy już od ponad trzech godzin i nadal nie wolno mi do niej wejść, bo trwają cały czas jakieś badania. Louis z Eleanor pojechali jakieś półtorej godziny temu i to z wielką trudnością. A Harry od niecałych 20 minut śpi na krześle oparty o moje ramię.
Po pewnym czasie drzwi od sali Darcy się otwierają i wychodzi lekarz, który kieruje się w naszą stronę. Wstaję raptownie zapominając, że Harry spał wsparty o moje ramię, budzi się od zderzenia głową z oparciem na rękę.
- czy pani to opiekun prawny Darcy Milewskiej? – pyta się mnie lekarz
- jestem jej matką Lucy Milewska – mówię do lekarza – Harry czy mógłbyś tu podejść??
- tak, tak już idę – mówi wstając z krzesła i staje szybko obok mnie obejmując mnie delikatnie w pasie.
- a dzień dobry Harry – mówi do niego doktor
- dzień dobry – odpowiada mu grzecznie Harry – co jest mojej córce?
- to pańska córka?? – pyta się lekarz, na co Harry tylko kiwa głową
- czy moglibyśmy przejść do rzeczy?? – pytam się lekko poirytowana
- tak, oczywiście – uśmiecha się do mnie – więc wasza córka… mogę mówić do was na ty?? – znów przerywa
-tak, ale proszę nam powiedzieć co z naszą córeczką – w tym momencie to i Harry zaczął być trochę poirytowany
- no więc mała ma zapalnie opon mózgowo-rdzeniowych – mówi – ale na całe szczęście została
bardzo szybko przywieziona do szpitala
- czy można do niej wejść??- pytam się
- tak oczywiście – uśmiecha się do nas i odchodzi, a my zmierzamy do Darcy.
Nasza królewna leży w łóżeczku szpitalnym, gdzie jest przypięta do różnych aparatur i ma w rączce kroplówkę. Gdy tak patrzę jak śpi zastanawiam się, czemu wcześniej nie poszłam do lekarza z małą. Podchodzę do niej i całuję ją czoło mając nadzieję, że to jakoś pomoże, choć wiem, że to tylko moja wyobraźnia. Przestał dla mnie istnieć cały świat, gdy tu weszłam, nawet przestałam zwracać uwagę, że jest tu razem ze mną Harry. W tym momencie liczyła się tylko Darcy, nikt inny, tylko ona. Nawet nie zwróciłam uwagi, że Harry mnie przytula i łzy spływają mi po policzkach.
- kochanie, wszystko dobrze – ledwo słyszę to co do mnie mówi Harry, bo tak boję się, że mogę stracić tą małą cząstkę mnie.
- tak… nie… - plączę się w tym co chcę mu powiedzieć – nie wiem Harry… tak się boję
- wszystko będzie dobrze, jest w najlepszych rękach – mówi krzepiącym głosem i mnie przytula jeszcze bardziej do siebie, przy okazji delikatnie  całując  moje skronie i czoło.
- skąd wiesz?? – pytam się, sama nie wiem czemu, nie wierzę mu w te słowa
- bo on jest najlepszym lekarzem w Stanach – mówi do mnie delikatnie ujmując moją twarz – Louis wiedział co robić dzwoniąc do niego uwierz, on by nie oddał Darcy w byle jakie ręce.
- naprawdę?? – pytam się, bo chcę się upewnić
- tak, a wiesz dlaczego??- zadaje mi pytanie na które nie znam odpowiedzi. Więc kręcę przecząco głową – bo on ją kocha, jak gdyby to była jego córka. – uśmiechnęłam się na jego słowa i odwróciłam się do Darcy, która jak się okazało już nie spała i wyciągała rączki w moją stronę, żebym wzięła ją na ręce.
- Harry możesz pójść do lekarza i się spytać czy mogę wziąć ją na ręce?? – poprosiłam  go, bo chciałam ją jak najszybciej do siebie przytulić.
- tak oczywiście już idę – wyszedł, a ja podczas jego nieobecności głaskałam mała po buzi rączkach i dawałam jej buziaki, aby tylko nie zaczęła płakać.
Gdy przyszedł, podszedł do nas i powiedział, że mogę ją wziąć. Wzięłam ją a ona zaczęła się tulić, w takich chwilach podobnych do tej czuję się szczęśliwa jak nigdy. Harry przytulił się do nas i złożył pocałunek na mojej i na skroni Darcy.
- kocham was – powiedział z uśmiechem – chcę dla was wszystko co najlepsze kochanie
- ja też was kocham – powiedziałam i pocałowałam go przelotnie -  i nie wiem jak bym sobie dała radę bez Ciebie, gdyby Cię nie było tu z nami.
- nie jesteś zmęczona słońce – pyta się mnie, a ja zaczynam dopiero sobie uświadamiać, że jestem bardzo zmęczona
- trochę –uśmiecham się delikatnie
- może pojedziesz do domu i się prześpisz, a ja tu z nią zostanę??
- Harry, nie jestem aż tak zmęczona – kłamię, bo nie chcę wracać do domu – więc mogę zostać, a ty jesteś wymęczony, więc ty jedz do domu i odpocznij
- Lucy ja bez ciebie nigdzie nie jadę – mówi – nie chcę Cię zostawiać samej z małą
- dobrze to zostańmy oboje, dobrze? – pytam się go kołysząc małą
- dobrze, ale jak tylko, byś była bardziej zmęczona to zadzwonię po Louisa, żeby przyjechał z El i zostali z małą dopóki nie odpoczniemy, zgoda?
- niech Ci będzie – mówię i zerkam na  która właśnie usnęła, więc odkładam ją do łóżeczka i siadam na krzesełku.

Potem już nie rozmawialiśmy z Harrym, dopóki nie przyszedł do nas lekarz. Rozmawiamy o Darcy dość długo, ale jak się okazuje, jutro to znaczy dziś będziemy mogli zabrać ją do domu.

--------------------------------------------------------------------


Bardzo was przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziałów, ale nie miałam czasu. Wiem, że to nie jest dość dobre wytłumaczenie, ale naprawdę nie miałam czasu przez ten czas. Jak mnie nie było potrafiłam nie spać po nocach by tylko nauczyć się na sprawdziany, by porobić projekty i prezentacje. Dopiero dziś miałam trochę wolnego czasu i postarałam się jak tylko mogłam, żeby napisać ten rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Nie jest to coś niezwykłego, ale naprawdę się starałam. Na sam koniec jeszcze raz bardzo was przepraszam.
Pozdrawiam i całuję Nadia :*


1 komentarz: